sobota, 27 sierpnia 2016

Rozdział 50 - KONIEC

W POPRZEDNIM ROZDZIALE:
,, Wszystko było pozbawione sensu w moich oczach. Po pewnym czasie nawet spotkania w domu chłopaka mi nie pomagały. Bezskutecznie próbowałam kontaktować się z kimkolwiek. Nikt nie chciał mnie już znać. Nie byłam pewna, czy ja chcę znać kogokolwiek. "

       W domu kłóciłam się z matką regularnie. O wszystko. Ja wypominałam jej błędy, ona moje. Jeśli nie było między nami żadnej sprzeczki, milczałyśmy. Całymi dniami siedziałam w swoim pokoju. Codziennie padał śnieg. Zbliżały się święta. Właściwie miały być już za 3 dni.
        Od dzieciństwa marzyłam o normalnych świętach. Wigilia przy stole z bliskimi, pasterka w kościele, dzielenie się opłatkiem z rodziną. To wszystko wydawało mi się takie odległe i niemożliwe. Owszem, przeżyłam kilka takich chwil, kiedy byłam mniejsza, a rodzice byli jeszcze ze sobą. Wtedy szczególnie miałam nadzieję, że mam kogoś bliskiego i że oni mnie kochają. Od kiedy matka zaczęła pić, nie mogłam poczuć smaku świąt. Co roku patrzyłam na świąteczne ozdoby ze łzami w oczach. Widziałam w oknach domów wesołe twarze, piękne choinki i kolorowe światełka. Słyszałam jak sąsiedzi śpiewają kolędy. Był to dla wszystkich szczęśliwy czas, ale nie dla mnie. Matka leżała pijana w kuchni, a ja siedziałam sama. Żeby nie musieć jej oglądać, wychodziłam z domu i chodziłam po mieście, płacząc.
      W tym roku także miałam nadzieję, że spędzę normalne święta. Jednak patrząc na Grażynę, która chyba nawet nie pamiętała o wigilii, wszystkiego mi się odechciewało. Z cichą nadzieją czekałam na zaproszenie od Mikołaja, jednak on też się chwilowo nie odzywał.
***
2 dni później

      Wybrałam się do Mikołaja. Miałam nadzieję, że chociaż trochę mnie pocieszy. Święta zamiast sprawiać mi radość, tylko pogłębiały moją depresję. Zapukałam do drzwi i otworzył mi jego ojciec. 
- Dzień dobry, Milena. Wejdź, proszę. Mikołaj jest u siebie. 
       W odpowiedzi uśmiechnęłam się smutno i od razu ruszyłam w kierunku znanego mi już pokoju. Zdziwiło mnie zachowanie przyjaciela. Od razu mnie przytulił i wtulał się tak, jakby miał mnie już nigdy nie zobaczyć. Wydało mi się to nieco podejrzane, ale nie wnikałam w to i odwzajemniłam uścisk. Potem od razu "zaprosił mnie" na krzesełko od pianina i zaczął grać melodię, którą znałam już na pamięć. Dzisiaj wydawała mi się wyjątkowo smutna. Zawsze grał ją kilka razy, jednak teraz zagrał raz i przestał. Spojrzałam na niego zdziwiona ze łzami w oczach. 
- Dość mam patrzenia jak się smucisz i płaczesz. Mówisz, że słuchanie mojego grania Ci pomaga, ale ja tego nie widzę. Wpadasz coraz głębiej w depresję i boję się o Ciebie. Nie chcę Cię stracić, bo... - przerwał. Podniósł się i zmusił mnie do przejścia na łóżko. Tam usiedliśmy i wpatrywaliśmy się w swoje oczy, a on kontynuował: 
-... bo się w Tobie zakochałem. Widzę, że też mnie pragniesz. Nie możemy tego dłużej przed sobą ukrywać. - zbliżył się i pocałował moje wilgotne od łez wargi. 
     Usiadł obok mnie, przy ścianie. Wyjął z szafki koc i mnie nim okrył, a następnie przysunął się bliżej i objął mnie w pasie. 
      Na jego słowa od razu się rozweseliłam. Znowu czułam, że mam kogoś bliskiego. Pragnęłam tego od początku naszej znajomości. Zarzuciłam mu ręce na kark i zaczęłam go namiętnie całować. Chyba właśnie tego oczekiwał. Odwzajemnił pocałunek i jak zwykle zaczął pieścić palcami moje plecy. Teraz jednak posunął się o krok dalej i włożył dłonie pod moją koszulkę. Ciepło bijące od niego sprawiło, że przeszły mnie dreszcze. Rozkoszowałam się chwilą, kiedy przeniósł pocałunki na moją szyję i dekolt. Następnie zwinnie ściągnął moją koszulką i pieścił moje piersi. Nie myślałam o niczym. Skupiłam się na jego oddechu i zapachu. Pozwoliłam mu robić wszystko, na co miał ochotę. Czułam ogromną przyjemność i radość. 
       Obudziłam się naga, owinięta kocem. Leżałam na jego łóżku, ale bruneta nie było. Zdawało się, że spędziłam u niego całe popołudnie, a teraz był wieczór. Wstałam i ubrałam się w swoje ubrania, które leżały na podłodze. Wtedy wszedł on. Zdawał się być zmieszany, ale uśmiechnął się. 
- Wybacz, ale muszę teraz pilnie wyjść z rodzicami. - skrzywił się. 
- Oczywiście, już mnie nie ma. Mogę przyjść do Was jutro? Nie mam z kim spędzić świąt. - postanowiłam się wprosić. 
- Aaa... Ta, przykro mi, ale wyjeżdżam z rodzicami do dziadków i zostaje tam do końca świąt. Odezwę się telefonicznie. - odprowadził mnie do korytarza. Założyłam buty i ucałowałam jego policzek. 
- To cześć. Kocham Cię. - powiedziałam z uśmiechem. 
- No pa. - pomachał mi. Oczekiwałam, że odpowie tym samym, a tymczasem on zamknął mi drzwi przed nosem. Usłyszałam tylko kroki i ciche westchnienie. 
      Wróciłam do siebie i powędrowałam do swojego pokoju. Wiedziałam, że matka leży pijana albo z kochankiem. Wolałam tego nie oglądać, więc wybrałam swój mały kącik. Rzuciłam się na łóżko i pomyślałam o tym, co się stało. Mimo wszystko byłam zadowolona, że tak się stało. Nie żałowałam. Obudziła się we mnie duża nadzieja, że ułoży się zaraz po świętach. Że kiedy Mikołaj wróci, zostaniemy szczęśliwą parą. Z matką też mogłam się pogodzić, jeśli bym się postarała. Zmusiłabym ją do odwyku i jakoś by było. Może udałoby mi się zapomnieć o Filipie i Sylwii. Wszystko postawiłam na jedną kartę, o imieniu Mikołaj. Mogłam zapomnieć o całym świecie, będąc z nim. 
      Po długich rozmyśleniach zasnęłam. Obudziłam się rano. W radiu usłyszałam życzenia składane przez dzwoniących ludzi. Przypomniałam sobie, że dziś jest ten koszmarny dzień, w którym powinnam być z rodziną, a będę sama. Zrobiłam sobie śniadanie, umyłam się. Wzięłam nawet długą kąpiel, żeby sprawić, że ten dzień będzie odrobinę lepszy. Starałam się odszukać pozytywy, ale nie szło mi to najlepiej. Czekałam cały czas na telefon od przystojnego bruneta, ale ciągle milczał. Postanowiłam się dodzwonić do byłych przyjaciół, żeby złożyć życzenia. Jednak żadne z nich nie odebrało. Wysłałam im skromnego SMS'a : 
* Wesołych Świąt ;)* 
     Nikt nie odpisał.  
     Matki nie było w domu. Miał to być dzień, w którym ani razu jej nie zobaczę. Przeważnie tak robiła, uciekała od odpowiedzialności. Ona zapewne wprosiła się do któregoś z kochanków na uroczystą kolację, ale o mnie zapomniała. 
     Przez cały dzień nikt się nie odezwał. Ani Filip, ani Sylwia, ani Mikołaj. Zrozumiałam, że byli przyjaciele już nie odpowiedzą. Czekałam już tylko na telefon od bruneta. 
     Zbliżała się północ, a on się nie odezwał. Zadzwoniłam. Nie odebrał. Napisałam SMS'a.
* Wesołych i pogodnych świąt, kochanie. Kocham Cię. * 
     Nie odpisał. Czekałam na odpowiedź, dopóki nie zasnęłam. 

***
Kilka dni później. 

    Po powrocie również się nie odezwał. Odwiedzałam go, ale nigdy nie było go w domu. 
    Pewnego dnia spotkałam go na mieście. Z inną dziewczyną. Była piękna, olśniewająca, nawet śmiech miała przecudowny. Trzymali się za ręce, śmiali. Od czasu do czasu dawali sobie buziaki. Przytulał ją w taki sam sposób, jak mnie. Serce mi pękło. Rozpadło się na milion malutkich kawałeczków. Podeszłam do niego i zażądałam wyjaśnień. 
- Zrozumiałem, że to nie miało sensu. Bycie z kimś z depresją nie jest przyjemne. Musiałbym uważać na każdy ruch, każde słowo. To za duża odpowiedzialność. - usłyszałam w odpowiedzi. 
    Po chwili widziałam tylko ich plecy. Oddalające się śmiechy i szepty. Puściłam się biegiem do domu. Po policzkach ciekły łzy. Wszystko straciło sens. Nie chciałam żyć. Wbiegłam do domu, do kuchni. 
    Wzięłam do ręki nóż. Usiadłam na podłodze. Nie widziałam nic przez łzy. Wiedziałam, że to koniec. Przyłożyłam ostre i zimne narzędzie do skóry nadgarstka. Przycisnęłam i pociągnęłam. Zobaczyłam krople krwi wydobywające się spod skóry. Pomyślałam o tym, jak zraniłam Filipa, a jak on zranił mnie. Wykonałam kolejną kreskę. Nie zwracałam uwagi na ból. Skupiałam się na myślach.        Teraz w moich myślach pojawiła się przyjaciółka. Przypomniałam sobie wszystkie spędzone z nią chwile. Nasze zapoznanie, rozwiązywanie problemów. Potem przypomniałam sobie, co jej zrobiłam. Co ze mnie za bestia bez uczuć... Pomyślałam o tym, co mi powiedziała. Kolejna kreska. 
    Następnie w myślach zagościła matka. Widziałam wyraźnie obrazy z przeszłości, kiedy mnie biła i poniżała. Potem pogodzenie się. Potem znowu horror. Jej słowa, że nigdy mnie nie kochała. Następne dwie kreski. 
    Krew kapała już na podłogę. Zaczęły robić się coraz większe plamy. Przełożyłam nóż do drugiej ręki i wykonałam ruch po jeszcze nie pociętym nadgarstku. 
    Mikołaj. Poznany przypadkiem przystojny chłopak, który zawładnął moim sercem i myślami. Dopiero teraz zrozumiałam, że podle mnie wykorzystał. Stworzył pozory, potem "zaliczył" i porzucił dla innej. Zaszlochałam głośniej. Pokładałam w nim tyle nadziei. Uznawałam za pocieszyciela, otuchę, przyjaciela, a także chłopaka. Zabawił się moimi uczuciami. Kolejne, głębokie cięcia. 
    Następnie pomyślałam o sobie samej. Raniłam tylu ludzi, popełniałam tyle błędów. Nienawidziłam siebie. Matka popełniła błąd nie usuwając mnie. Rozpłakałam się na dobre i cięłam bez opamiętania. Na podłodze pojawiło się więcej dużych, krwistych plam. 
     Trzęsły mi się ręce. Miałam coraz mniej sił. Położyłam się w swojej krwi i głośno płakałam, krzycząc. Nagle usłyszałam otwierające się drzwi, kroki. Zobaczyłam jakby za mgłą postać matki. Zaczęła płakać. Odwinęła z szyi szalik i owinęła mi nim ręce, mocno ściskając. Zadzwoniła po pogotowie. 
- Moja córka... cała podłoga krwi... nożem... - słyszałam, tracąc powoli świadomość. 
      Przyklęknęła przy mnie i wzięła moją głowę na swoje kolana. Zalewała się łzami. 
- Nie umieraj, skarbie. Nie zostawiaj mnie! - krzyczała przez łzy. - Właśnie przyszłam Ci powiedzieć, że się zmieniam. Zapisałam się na odwyk! - całowała moją twarz. - Kocham Cię, słoneczko. Nie opuszczaj mnie! Zostań! 
- To... dobrze. - wyjęczałam bardzo cichutko. 
       Chciałam jeszcze dodać "Żyję. Pomóż mi. Nie daję sobie rady, kocham Cię." i wiele innych rzeczy, ale nie dawałam rady. Straciłam bardzo dużo krwi. Słowa nie przechodziły mi przez gardło. Nie miałam sił. Coraz mniej widziałam. Oczy same mi się zamykały, ale próbowałam je otwierać. W końcu przestałam cokolwiek czuć. Zamknęłam oczy i poddałam się. 
     Zapadła nieprzenikniona ciemność. 


Hej! To już koniec przygód Mileny. Mam nadzieję, że Wam się podobała cała ta historia. Dziękuję Wam serdecznie za wszystkie opinie, miłe komentarze. Jestem zaskoczona, że nie dostałam żadnej krytyki, a przynajmniej nikt nie powiedział mi tego w twarz ani nigdzie nie napisał. 
Dziękuję osobom, które na asku dodały do nazwy znacznik #BB. Serdecznie dziękuję też Ilonie, która napisała mi przemiłą opinię, która dała mi mega motywację, żeby cokolwiek jeszcze tworzyć. 
Dziękuję z osobna każdej osobie, która chociażby raz weszła na tego bloga. To Wy dawaliście mi motywację! <3 

Druga sprawa. Jeśli chcecie, żebym jeszcze coś pisała to piszcie śmiało do mnie na asku > MÓJ ASK  albo na fanpage'u bloga > FP 
Piszcie też o czym chcielibyście poczytać, czyli jaki ma być temat następnej opowieści. Jeśli chcecie jeszcze cokolwiek, oczywiście. 
Jeszcze raz dziękuję wszystkim bardzo serdecznie! 

środa, 17 sierpnia 2016

Rozdział 49

W POPRZEDNIM ROZDZIALE:
,,Jak mogłam zrobić coś takiego? Przecież jak Sylwia się dowie, to mnie zabije. Wiedziałam, że to bardzo ją zrani, ale nie mogłam zerwać po jednym dniu. Postanowiłam dalej brnąć w te głupie kłamstwa i oszukiwać samą siebie. " 


      Wyszłam z klatki schodowej bloku naprzeciwko i udałam się do siebie. Przed drzwiami czekała Sylwia. Miała posępną minę, ale kiedy mnie zauważyła od razu się rozweseliła. Ucałowała mój policzek na powitanie. 
- Przecież niedawno się widziałyśmy. - powiedziałam. 
- No tak, ale już się stęskniłam. Wejdziemy do Ciebie czy wolisz wyjść na miasto? - przytuliła się. 
- Nie jestem pewna... - wyszeptałam. 
- Mówiłaś, że byłaś u sąsiadki, a przyszłaś z dołu. Jak mi to wytłumaczysz? - zagniewała się. 
       Bardzo się zdziwiłam. Nie znałam jej od tej strony. Teraz miała być przesadnie kochana i w dodatku zazdrosna, podejrzliwa? Może chciała mnie kontrolować albo śledzić? Wiedziałam, że to nie zaprowadzi mnie do niczego dobrego. 
- Byłam u sąsiadki, ale na dole. Nie denerwuj się. Może lepiej wejdźmy do mnie. - powiedziałam po chwili zastanowienia. Było ryzyko, że na mieście spotkam Mikołaja. 
      Zaproponowałam jej ciepły napój, ale odmówiła. Chciała jak najszybciej iść ze mną do pokoju. Zdziwiła się, kiedy dostrzegła, że nie ma rzeczy Filipa. Wytłumaczyłam jej wszystko dokładnie, a ją złapały chyba wyrzuty sumienia. Zmieniłam temat i spytałam o jej wrażenia z imprezy. Rozmowa jakoś się kleiła, ale było to bardzo sztuczne i naciągane. Bardzo ją lubiłam, ale nadal była dla mnie tylko przyjaciółką. Tylko? Może aż. Najlepszą przyjaciółką nie zostaje się ot tak. Jednak czułam się skrępowana, kiedy mówiła, że mnie kocha i zaczynała mnie całować. To było bardzo niekomfortowe, szczególnie, że ciągle w mojej głowie pojawiały się myśli o niebieskookim brunecie. 
       W końcu chyba zauważyła, że coś jest nie tak. Nie zapytała o to jednak, tylko cały czas siedziała jakaś smutna, przygnębiona. Kiedy (zmuszając się) chciałam się do niej zbliżyć, odsuwała się. Wydawało mi się, że się obraziła. Po dłuższej chwili zaproponowała mi jednak kolejny wypad na dyskotekę, Warunkiem było, że nie zaproszę Mikołaja. Nie lubiła go i było to bardzo widoczne. On chyba też za nią nie przepadał. 
- Nie wiem czy mam na to ochotę. - próbowałam delikatnie odmówić. - Nie chcę stać się jak moja matka, która imprezuje i pije do nieprzytomności. Teraz straciła jeszcze pracę, więc muszę oszczędzać. - wymyśliłam na poczekaniu. 
- Mam wrażenie, że coś jest nie tak. Ciągle wymyślasz wymówki, jesteś spięta, dziwnie się przy mnie zachowujesz. Nie chcesz ze mną być, prawda? - prawie krzyknęła. 
        "Tak, to prawda. Nie chcę z Tobą być, powiedziałam to będąc pod wpływem." - chciałam jej powiedzieć, ale ugryzłam się w język. To za bardzo by ją zabolało, a była taka wrażliwa. Wymigałam się, że mam trochę problemów na głowie, ale chcę z nią być. Dalej brnęłam w kłamstwa, co było ogromnym błędem. Myślałam, że okłamując ją, mniej ją zranię. Nie wiedziałam, że wkrótce wyjdzie zupełnie odwrotnie. 
- Ściemnia się. Odprowadzę Cię do domu. - zaproponowałam. 
- Dobrze. - zgodziła się ze smutkiem. 
       Wyszłyśmy z bloku i szybko oddaliłyśmy się. Cały czas trwała martwa cisza. Kiedyś nie przeszkadzałoby mi to. Teraz jednak nie było to przyjemne. Marzyłam tylko, żeby szybciej się z nią pożegnać. Wiedziałam, że nawet takie myśli są z mojej strony chamskie, ale miałam dosyć tej chorej sytuacji. Obiecałam sobie, że wytrzymam tak długo, ile dam radę, a potem wymyślę jakiś błahy powód do zerwania. Byłam rozczarowana swoim myśleniem i postępowaniem. 
        Kiedy dotarłyśmy do jej domu, pożegnałam się z nią dosyć chłodno. Nie miałam ochoty wracać do domu, więc poszłam do małej kawiarenki, w której kiedyś spotkałam się z Filipem. Tej, która cudownie pachniała kawą i ciastkami. Była otwarta chyba do północy, więc postanowiłam trochę tam posiedzieć. 
       Weszłam tam i od razu poczułam różnicę temperatur. W środku było ciepło, a na podwórku panował chłód. Podobnie jak w moim sercu. Zamówiłam sobie kawę rozpuszczalną z dużą ilością mleka, a do tego kawałek sernika. Pochłonęłam go w kilka chwil. Teraz zdałam sobie sprawę, że zapomniałam zupełnie o jedzeniu. Sączyłam powoli napój, patrząc w okno. Zaczął padać deszcz i zrobiło się zupełnie ciemno. Nie wiedziałam czy dam radę dojść do domu. 
        Patrzyłam w to okno tak długo, aż jakaś pani powiedziała, że już zamykają. Otrząsnęłam się i poprosiłam o rachunek. Zmartwiona przysiadła obok mnie i spytała czy wszystko w porządku.
- Nie do końca. Całe moje życie jest bez sensu, a teraz jest jeszcze gorzej. Wszystko się plącze i miesza. Wszystko się wali. - odrzekłam, wypijając ostatni łyk. 
        Już chciałam wyjąć pieniądze, ale kelnerka powiedziała, że to będzie na koszt firmy. Serdecznie podziękowałam za to, a także za rozmowę. Opuściłam lokal i powoli poszłam do domu. Kiedy dotarłam było grubo po 1 w nocy. Matka już spała. Wzięłam szybką kąpiel i rzuciłam się na łóżko, szybko zasypiając. 
***
 Dwa tygodnie później. 

      Czas mijał bardzo szybko. Zaczęła się zima. Już niedługo miały być święta. Zauważyłam białe płatki spadające z nieba. Piękny śnieg. 
       Siedziałam w swoim pokoju, pogrążona w smutku. Cały pierwszy tydzień nie wychodziłam z domu, nie licząc obiadu u Mikołaja. Atmosfera była bardzo miła, jego rodzice mnie polubili. Ja zresztą ich też. Zbliżyłam się do chłopaka, co nie wpłynęło najlepiej na relacje z Sylwią. Pisała do mnie co drugi dzień, ale nie miałam ochoty nawet z nią pisać. Ignorowałam wiadomości i telefony od niej. Wiedziałam, że ranię ją tym. 
       Podczas drugiego tygodnia spotykałam się tylko z brunetem. Zaprzyjaźniłam się z nim. Codziennie grał mi 'moją piosenkę', którą dla mnie napisał. Świetnie się z nim dogadywałam i bawiłam. Całe dnie spędzałam na śmianiu się razem z nim. On jedyny umiał poprawić mi humor. 
      Miałam wrażenie, że wpadłam w depresję. Kiedy nie widziałam się z Mikołajem, rozmyślałam nad tym, jak bardzo beznadziejne jest moje życie. I jak bardzo beznadziejna jestem ja sama. Nie miałam ochoty na nic. Wpatrywałam się w ludzi na ulicy i szczerze ich nienawidziłam. Nie wiedziałam skąd się to u mnie wzięło, ale dopiero teraz zaczęłam sobie uświadamiać, że nie mam sensu życia. 
     Filip od czasu wyprowadzki nie odzywał się wcale. Raz próbowałam się z nim skontaktować, ale nie odebrał i nie oddzwonił. Postanowiłam, że nie będę się napraszać. Najwidoczniej tutaj był koniec naszej znajomości. Widziałam, że musiała się ona skończyć prędzej czy później. Nie miał już dla mnie żadnego znaczenia. On też już chyba nic nie czuł i to poprawiało mi trochę humor. Nie musiałam się martwić, że kolejna osoba cierpi przeze mnie. 
     Do matki także się nie odzywałam. Pomimo obietnicy, nie zmieniła swojego zachowania. Teraz było jeszcze gorzej. Krzyczała na mnie za wszystko, dużo piła, sprowadzała kochanków. Bywały dni, kiedy nie wracała do domu na 24 godziny. Gdy pojawiła się już w domu, nie było momentu, w którym widziałabym ją bez piwa w ręce. Zaczęły kończyć się nam pieniądze, a z powodu depresji nie przejmowałam się. Postanowiłam, że dosyć się już napracowałam nad utrzymaniem Grażyny. Czas, by wydoroślała i zaczęła układać sobie życie. Może już trochę było na to za późno. Miałam wrażenie, że stanowiłam dla niej ciężar. 
     Miałam dużo czasu do przemyśleń i postanowiłam wyznać Sylwii prawdę. Chciałam jej powiedzieć, że zdradzałam ją z Mikołajem. Tak też było. Za każdym razem kiedy się z nim widziałam, całowałam się z nim i wiedziałam, że wkrótce może dojść do czegoś więcej. Czekałam tylko na kolejny telefon od niej, żeby odebrać i umówić się na spotkanie. 
     Tak też się stało. Zadzwoniła. Odebrałam. Umówiłyśmy się. Spotkałyśmy się w tym pięknym lesie. 
- Posłuchaj. Na pewno zauważyłaś, że bardzo się oddaliłyśmy od siebie. Ten związek od początku nie miał sensu. Zgodziłam się z Tobą być, bo byłam pijana. Zrozumiałam, że nie jestem żadną lesbijką. Nie kręcą mnie dziewczyny. 
- Chcesz powiedzieć, że ze mną zrywasz? - rozpłakała się. 
- Zdradziłam Cię z Mikołajem. To jego kocham, nie Ciebie. - powiedziałam chłodno. Nie potrafiłam wykrzesać z siebie nawet odrobiny empatii czy współczucia. Chciałam po prostu podać jej suche fakty. Wbiłam już jej nóż w brzuch. Teraz musiałam go jeszcze przekręcić. Nie było innego wyjścia. 
- Jak to?! Nie masz uczuć! Potrafisz tylko ranić! Jesteś najgorszą osobą, jaką poznałam. Żałuję, że kiedykolwiek się spotkałyśmy. Żałuję, że zmarnowałam dla Ciebie tyle czasu i uczuć. Nie zasługujesz na nic! Idź do tej swojej patologicznej rodzinki. Do zapijaczonej matki - dziwki! Nie jesteś warta niczego! - krzyczała i płakała. Bardzo bolały mnie jej słowa, ale pozostałam niewzruszona. 
- Możliwe. Wszystko, co mówisz jest prawdą. Przepraszam. Żegnaj. - odeszłam, zostawiając ją samą pod drzewem. 
       Jakiś czas później dowiedziałam się, że Sylwia wyjechała za granicę, do rodziców. Na stałe. Dom przepisali na babkę, która teraz mieszkała tam sama. Brakowało mi przyjaciółki, ale nie miałam odwagi się z nią skontaktować. 
      Mikołaj ucieszył się z tej wiadomości. Starał się jednak mnie pocieszać, często mi grał. Spędzałam całe dnie u niego, co trochę polepszało mój stan. Jednak w nocy było najgorzej. Cierpiałam na bezsenność, nie mogłam spać. Nie spałam w ogóle. Wyglądałam jak zombie. Chodziłam nieobecna. Nie miałam kontaktu z nikim, oprócz bruneta. Widział mój depresyjny stan, dlatego nie pytał o nic. Nic nie mówił, tylko grał. Grał całymi dniami, a ja słuchałam dźwięków pięknego instrumentu. Coraz bardziej tęskniłam za przyjaciółką. Kolejna osoba, którą straciłam. Codziennie przypominałam sobie jej słowa, które za każdym razem wbijały się we mnie jak małe ostre sztyleciki. 
     Wszystko było pozbawione sensu w moich oczach. Po pewnym czasie nawet spotkania w domu chłopaka mi nie pomagały. Bezskutecznie próbowałam kontaktować się z kimkolwiek. Nikt nie chciał mnie już znać. Nie byłam pewna, czy ja chcę znać kogokolwiek. 



Cześć, kochani! To prawdopodobnie przedostatni rozdział w tej historii. Nowa część pojawi się na aż.... 3500 wyświetleń. Do końca wakacji chcę skończyć tą opowieść. Już teraz podziękuję Wam za każdy komentarz i każde wejście na bloga, ale oficjalne podziękowania ukażą się na koniec. 
Także dziękuję, że ze mną byliście i czytaliście <3 Czytajcie dalej, wchodźcie :P Piszcie czy chcecie może następną historię, to się zastanowię :D 

wtorek, 16 sierpnia 2016

Rozdział 48

W POPRZEDNIM ROZDZIALE:
,,Ostatnie, co pamiętam to Mikołaj żegnający się chłodno z Sylwią i wychodzący przez drzwi. Usłyszałam też ciche ,,Dobrze się nią zaopiekuj". "


      Zapadłam w głęboki sen, który przerwało mi szeptanie Sylwii. Lekko rozchyliłam powieki, aby zorientować się w sytuacji. Leżała obok mnie, gładząc moją rękę. W oczach miała pełno łez i była zrozpaczona. 
- Milenko, tak bardzo Cię kocham. Ubóstwiam Twój zapach, Twoje włosy, Twój głos... Twoje ruchy niezmiernie mnie pociągają... Dużo bym dała, żebyś mogła być tylko moja. - wstała i podeszła do okna. 
      Na moment zapadła cisza. Potem znowu zaczęła mówić, ale cały czas się poprawiała. Chyba ćwiczyła przemówienie. 
- Wiem, że możesz nie czuć tego same... Nie. - zatrzymała się. - Jesteś dla mnie naprawdę ważna. Czy uczyniłabyś mi ten zaszczyt i została moją dziewczyną? - pokręciła głową. - To bez sensu. - usłyszałam szlochanie. 
      Podniosłam się z łóżka najciszej jak mogłam i podeszłam do niej. Objęłam ją w pasie i starałam się stać prosto, chociaż wirowało mi w głowie. Położyłam głowę na jej ramieniu i przyciągnęłam do siebie. 
- Tak. - powiedziałam. 
- Hm? - zdziwiła się i obróciła w moją stronę. 
- To odpowiedź na Twoje pytanie. - uśmiechnęłam się. 
- Od jak dawna nie śpisz? 
- Chwilę. 
     Położyłyśmy się na łóżku, a ona zaczęła mnie nieśmiało całować. Odwzajemniłam pocałunek, ale nie trwał on długo, bo ponownie zasnęłam. 
      Rano obudził mnie jej słodki głosik. Zauważyłam, że stawia na szafkę wodę i kładzie tabletki dla mnie. Usiadła przy moim boku i pogładziła po włosach. 
- Czas wstawać, księżniczko. - ucałowała moją skroń. 
      Delikatnie się podniosłam i uśmiechnęłam. Potwornie bolała mnie głowa, więc od razu wzięłam tabletki. Sylwia podała mi jakieś swoje ubrania i kazała iść się przebrać. Kiedy wróciłam z łazienki, zaproponowała mi spacer. 
- Świeże powietrze dobrze Ci zrobi. - zachęcała. 
       Niedługo potem byłyśmy już w drodze. Sylwia zagadywała mnie ciągle o dyskotece, pytała czy dobrze się bawiłam. Chciała wiedzieć wszystko. Co myślałam kiedy tańczyłam, czy uważam, że za dużo wypiłam i czy myślę, że to ona mnie upiła. Na końcu zapytała, czy lepiej tańczyło mi się z Mikołajem czy z nią. A ja naprawdę nic nie pamiętałam. 
- Sylwia, proszę. Niewiele pamiętam z dyskoteki. Było ciemno i głośno, ale bawiłam się dobrze. Nic więcej Ci nie powiem. - próbowałam ją zbyć. 
- Ach, szkoda. Dla mnie ta noc była niezapomniana. W końcu zgodziłaś się ze mną być! - uśmiechnęła się i chwyciła moją rękę. 
       Zrobiłam wielkie oczy. Dopiero teraz sobie to uświadomiłam. Byłam pewna, że powiedziałam to pod wpływem. Nie dokonałam jeszcze wyboru, a nie chciałam jej ranić. Wiedziałam, że to będzie początek lawiny problemów. 
- Ja powiedziałam to... - przerwałam. 
- Coś nie tak, kochanie? - posmutniała. 
- Muszę już wracać do domu... kotku. - wydusiłam z siebie. 
        Powiedziała, że mnie odprowadzi i tak zrobiła, pomimo moich odmów. Szybko się z nią pożegnałam, kiedy zauważyłam Mikołaja wychodzącego z klatki schodowej. Nie miałam teraz ochoty na rozmowę z nikim. Weszłam szybko po schodach i prawie wbiegłam do mieszkania. Od razu skręciłam do swojego pokoju, w którym spotkałam pakującego się Filipa. 
- Co robisz? Wybierasz się gdzieś? - zapytałam. 
- Wyprowadzam się. Nie mam ochoty tu dłużej mieszkać, nie mam po co. Odsunęłaś mnie od siebie, zostawiłaś dla tego chłoptasia. Wczoraj nawet nie wróciłaś do domu. Zapomniałaś o mnie, chociaż się przyjaźnimy. Zresztą ta relacja jest dla mnie za trudna, nie dam rady dłużej udawać. Wracam do tych ćpunów, Grażyna już wie. - wybełkotał. 
- Prze-przepraszam. Odezwij się czasem albo odwiedź mnie. - wyszeptałam. 
- Jak będę miał czas. 
      Rzeczywiście, ostatnio go zaniedbałam. Mój świat kręcił się wokół Sylwii i Mikołaja, a do tego przyszły problemy z matką. Teraz jeszcze doprawiłam to związkiem z przyjaciółką i powstał niezły bigos. Kłopoty to chyba moja specjalność. 
      Odprowadziłam go do drzwi i pożegnałam przytuleniem. Naprawdę było mi przykro, że go zraniłam. Odeszłam do kuchni posępna, co zauważyła matka. Nie bardzo się tym przejęła. 
- Dobrze się bawiłaś? - zapytała z ironią. 
- Doskonale. - odburknęłam. 
      Przystąpiłam do robienia sobie śniadania. Wyjęłam z szafki miseczkę i płatki, a z lodówki mleko. Pomieszałam składniki i usiadłam przy stole. Zaczęłam wolno przeżuwać. 
- Co zamierzasz dziś robić? 
- Poszukam nowego domu. - wyszeptałam. 
- Nie pozwolę. - powiedziała z bólem (?) w głosie. 
       Spojrzałam na nią, a w jej oczach znowu zawitała miłość. Po chwili usłyszałam z jej ust przeprosiny i obietnice poprawy. Przyjęłam to do wiadomości, ale niezupełnie uwierzyłam. Odstawiłam naczynie do zlewu i poszłam do siebie. Rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy. Jakby w oddali usłyszałam melodię graną przez Mikołaja. Nabrałam ochoty na rozmowę z nim. Przebrałam się w swoje ubrania i poszłam do bloku naprzeciwko. Zapukałam do odpowiednich drzwi. 
        Otworzyła mi niska blondynka, z niebieskimi oczami. Wyglądała młodo, miała świetną figurę, a jej włosy sięgały poniżej pasa. Stałam oczarowana, a ona uśmiechnęła się do mnie. 
- Dzień dobry. Jest w domu Mikołaj? - wydukałam. 
- Tak. Proszę, wejdź. - zaprosiła serdecznie. 
       Kobieta zaprowadziła mnie do kuchni i zapytała, co wypiję. Poprosiłam o herbatę i usiadłam przy stole. Powiadomiła mnie, że zaraz zawoła Mikołaja, bo jest u siebie ze swoim ojcem. Kiedy podała mi napój, zostawiła mnie samą w pomieszczeniu. Po chwili wróciła z moim kolegą i jego ojcem - bardzo wysokim brunetem z piwnymi oczami. Najwidoczniej włosy odziedziczył po ojcu, a oczy po matce. 
       Chłopak zaprosił mnie do siebie, więc wzięłam napój i poszłam za nim. Od razu zajęłam miejsce przy pianinie. Rzuciła mi się w oczy kartka, która była zapisana do połowy nutami. Kiedy brunet spostrzegł, że ją oglądam, szybko zabrał mi ją sprzed twarzy. 
- Co to było? - zaciekawiłam się. 
- Nowa kompozycja. - zawstydził się. 
- Super! To niezwykłe, że tworzysz muzykę. Zagrasz mi? 
- Ta piosenka jest... dla Ciebie. Jeszcze jej nie skończyłem. - usiadł obok mnie. 
        Opadła mi szczęka. Taki przystojniak, grający na pianinie, komponuje dla mnie piosenkę. Nie mogłam się skupić na myślach, bo usłyszałam piękną melodię, którą przerwał dzwonek mojego telefonu. Przeprosiłam go, wyszłam do łazienki i odebrałam. 
- Słucham? 
- Hej, kochanie. Gdzie jesteś? Chciałam się spotkać, ale nie było Cię w domu. - powiedziała Sylwia. 
- Jestem u... sąsiadki. Niedługo wracam. Pa. - rozłączyłam się szybko. 
       Wróciłam do pokoju i usiadłam trochę za blisko chłopaka. Spojrzałam w głębię jego oczu i znowu odpłynęłam. 
- Wyznam Ci coś, ale pozostanie to między nami, dobrze? 
- Okej. - zbliżył się tak, że prawie dotykał moich ust. Przeszyła mnie fala gorąca i dreszcze. 
- Zgodziłam się być z Sylwią. - wyszeptałam. 
- Co?! - odsunął się momentalnie. 
- Tak wyszło. Byłam pijana, ona w nocy płakała. Chciałam, żeby było jej miło. Nie wiedziałam, że tak to wyjdzie. Nie do końca chcę z nią być, bo dziewczyny jednak mnie nie pociągają. - tłumaczyłam się. 
- Skąd wiesz? - zapytał. 
- Czuję to przy Tobie. - zarumieniłam się, słysząc jak bardzo uwodzicielsko to zabrzmiało. 
- Udowodnij. - wyszeptał namiętnie. 
       Nie myśląc za wiele, zbliżyłam się i pocałowałam go. Było to bardzo namiętne, a zarazem czułe. On objął mnie w pasie i przesuwał ręce po moich plecach, a ja wplątałam palce w jego idealne włosy. Wtedy drzwi się otworzyły i do pokoju weszła jego mama. Nieco się speszyła, ale uznała to chyba za normalne. 
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale wpadliśmy na pomysł, żeby zaprosić Cię na obiad. - zwróciła się do mnie. 
- Jestem Milena. - uśmiechnęłam się. 
- No więc, Mileno, zechciałabyś zjeść z nami obiad w najbliższym czasie? Chciałabym poznać bliżej dziewczynę mojego syna. 
- Ona nie jest moją dziew... - zaczął Mikołaj, ale mu przerwałam. 
- Chętnie przyjdę. W sprawie szczegółów dogadam się z Mikołajem. 
       Kobieta wyszła, a ja przeprosiłam chłopaka za zaistniałą sytuację i szybko wyszłam z jego mieszkania.  
        Jak mogłam zrobić coś takiego? Przecież jak Sylwia się dowie, to mnie zabije. Wiedziałam, że to bardzo ją zrani, ale nie mogłam zerwać po jednym dniu. Postanowiłam dalej brnąć w te głupie kłamstwa i oszukiwać samą siebie. 

sobota, 13 sierpnia 2016

Rozdział 47

W POPRZEDNIM ROZDZIALE:
 ,, - Muszę na chwilę wyjść, zaprosić Mikołaja. Masz gdzieś ulotkę tej dyskoteki? 
- Proszę. - wyciągnęła papierek z szuflady i mi go podała. 
- Niedługo wracam. - krzyknęłam z korytarza. "


     Wybiegłam z domu przyjaciółki i od razu udałam się w kierunku swojego domu. Teraz pożałowałam, że nie znałam numeru ani adresu Mikołaja. Nie miałam pewności czy przystojny brunet jak zawsze pojawi się wtedy, kiedy go potrzebowałam. Domyślałam się, że mieszka gdzieś niedaleko, ale nie wiedziałam dokładnie gdzie. 
      Biegłam przed siebie, rozglądając się, co utrudniały mi buty na wysokim obcasie, które założyłam, aby wyglądać "doroślej". Kiedy w końcu dotarłam w okolice mojego bloku, zauważyłam znaną mi twarz. Nie była to jednak twarz osoby, której szukałam. Stałam teraz w takim stroju przed matką. W jej oczach widziałam zdziwienie, a także oburzenie. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, zresztą nie miałam co powiedzieć. Na pewno nie byłaby dumna, że chodzę na imprezy dla dorosłych. Właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że staję się taka sama jak ona. Czy na pewno chciałam stoczyć się tak, aby chodzić do dyskotek i upijać się do nieprzytomności? Moje przemyślenia przerwał jej głos, który dosłownie wdarł się pomiędzy moje myśli. Jeszcze przez chwilę nie mogłam dokładnie usłyszeć, co mówi, ale po chwili dotarło to do mnie. 
- Co Ty robisz w takim stroju? Wyglądasz jak młoda dzi... - ugryzła się w język. 
- Nie masz prawa mnie obrażać. Sama nie jesteś lepsza. Niedługo wrócę do domu po swoje rzeczy i wyprowadzę się. A teraz zejdź mi z drogi, mam kilka spraw do załatwienia. - przeszłam obok niej najzgrabniej jak potrafiłam, uważając, żeby nie potknąć się na wysokich butach i nie przewrócić. Nie chciałam, żeby pomyślała, że nawet to w życiu mi nie wychodzi. 
     Odeszłam od niej na odległość, z której nie mogła mnie już zobaczyć i znowu puściłam się biegiem. Mikołaja znalazłam, kiedy wychodził z bloku naprzeciwko. 
- Hej. - powiedziałam, łapiąc oddech. - Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia. - zgięłam się i oparłam ręce na kolanach. 
- Spokojnie. - zaśmiał się, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu. - Po pierwsze: ślicznie wyglądasz. Po drugie: co to za sprawa? Po trzecie: z jakiej okazji się tak ubrałaś? 
- Dziękuję. Ubrałam się tak na imprezę, na którą przyszłam zaprosić też Ciebie. Co Ty na to? - odpowiedziałam, kiedy uspokoiłam oddech. 
- Jasne, czemu nie. - wyszczerzył się. - Tylko się przebiorę i możemy iść. Wejdziesz? - zapytał, wskazując drzwi na klatkę. 
- Mieszkasz tu? - zrobiłam wielkie oczy. - To naprzeciwko mnie! 
- Dlatego zawsze Cię odprowadzałem. - uśmiechnął się zadowolony z siebie. 
      Zignorowałam jego gest i zgrabnie weszłam na klatkę schodową. Szłam na schodach pierwsza, chociaż nie wiedziałam, gdzie mam iść. Nie zwracałam na to uwagi. Usłyszałam za sobą cichy chichot. Odwróciłam się i ujrzałam idealne uzębienie chłopaka. 
- Niezły tyłek. - zaśmiał się. 
- Ej! - udałam obrażoną i zasłoniłam rękoma tylną część ciała, na co Mikołaj zareagował jeszcze większym śmiechem. 
     Przeszliśmy jeszcze jedno piętro, po czym przystojny kolega pociągnął mnie za rękę na znak, że dotarliśmy na miejsce. Otworzył drzwi swoim kluczem, wyjaśniając, że nikogo nie ma w mieszkaniu. Uśmiechnęłam się serdecznie i weszłam do środka. Jego mieszkanie było bardzo nowoczesne. Mimo że miał tylko 2 pokoje, łazienkę i kuchnię, mieszkanie wydawało się wielkim apartamentem. Brunet zaprowadził mnie do kuchni i nastawił wodę na herbatę. 
- To o której ta impreza? - zapytał odwrócony tyłem. 
- Wieczorem. Tutaj masz ulotkę. - podałam mu zgnieciony papierek. Odwrócił się i wziął go ode mnie, po czym zagłębił się w treści. 
- Hmmm... Okej, ale nie mam osiemnastki. Ty zresztą też. - skrzywił się. 
- Sylwia też idzie. Powiedziała, że załatwi nam fałszywe dokumenty. Dlatego tak się odstawiłam. Muszę wyglądać na starszą. - wskazałam na swój strój. 
      Chłopak podszedł do mnie i delikatnie musnął palcami mój policzek. Pochylił się i wyszeptał mi do ucha, że i tak wyglądam bardzo dojrzale i to go kręci. Zarumieniłam się, ale nie zdążył tego zauważyć, bo czajnik zaalarmował, że woda się zagotowała. Zakryłam rumieńce włosami i spuściłam wzrok. Brunet podał mi herbatę i usiadł naprzeciwko. 
- To o której mam Cię odprowadzić do domku? - zaśmiał się. 
- Śpię u Sylwii. - powiedziałam, chociaż nie byłam tego pewna. 
- Rozumiem. - spochmurniał. - Tylko się nie upij za bardzo. - dodał, żeby rozluźnić atmosferę. 
- Nie obiecuję. - zaśmiałam się, a on razem ze mną. 
      Po wypiciu napoju zostawił mnie samą w kuchni, a sam poszedł się przebrać. W tym czasie zadzwoniłam do przyjaciółki i zapytałam czy załatwiła już wszystko, a także czy nie zapomniała o Mikołaju. Odpowiedziała z niechęcią, że wszystko gotowe. Poinformowałam, że za godzinę będziemy u niej i rozłączyłam się. W tym momencie do pomieszczenia wszedł Mikołaj w nowym stroju. Były to luźne dżinsy, koszulę w kratkę i sportowe buty, a jako dodatku użył przeciwsłonecznych okularów. Wyglądał bardzo korzystnie. 
- Super. - zachwyciłam się. - Powiedziałam Sylwii, że za godzinę u niej będziemy. 
- W porządku, więc możemy już iść powoli spacerkiem. 
- Mogłabym zobaczyć Twój pokój? - zawstydziłam się, uświadamiając sobie, że wypowiedziałam to głośno. - Jeśli mogę, oczywiście. - dodałam. 
- Okey... - powiedział powoli i zaprosił mnie machnięciem ręki. 
      Wstałam, odstawiłam pusty kubek do zlewu i ruszyłam za nim. Przeszliśmy przez korytarz, po czym weszliśmy do jego pokoju przez drewniane drzwi. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to piękne pianino. Potem zauważyłam też spore łóżko jednoosobowe, szafki i biurko. Podeszłam do instrumentu i usiadłam na stołku. 
- Grasz? - zapytałam, przejeżdżając palcami po klawiszach, a potem odwróciłam wzrok na niego. 
- Tak. - spuścił wzrok. 
- Zagrasz mi coś? - zapytałam zbyt entuzjastycznie, przez co nieco się speszył. 
- Może innym razem? - skrzywił się. Spojrzałam smutno. Westchnął i przysiadł się do mnie. Znieruchomiałam, kiedy poczułam jego boski zapach. Ujął moje dłonie w swoje, chwile pobawił się moimi palcami, a potem odłożył je na moje uda i zamknął oczy. 
       Delikatnie musnął klawisz, ale nie wydał on dźwięku. Zdawało się, że zrobił to dla "inspiracji". Ułamek sekundy później z instrumentu wydobywała się przepiękna piosenka. Na moment serce przestało mi bić i nie mogłam złapać oddechu. Dusiłam się, ale czułam jego piękne perfumy i słyszałam cudowną melodię. Już niedługo po tym zapomniałam, że mam oddychać. Zakręciło mi się w głowie i prawie spadłam z krzesełka, ale jego ramiona mnie złapały. 
- Oddychaj. - powiedział niby żartem, ale można było usłyszeć w jego głosie zaniepokojenie. 
- Prze-przepraszam. - wydukałam i podniosłam się. 
       Próbowałam uspokoić oddech i wrócić do normalności, ale nie mogłam. Nie teraz, kiedy jego oczy wpatrywały się we mnie troskliwie. 
- Nic Ci nie jest? Co się stało? - zapytał. 
- W porządku. Zapomniałam o oddychaniu. - zaśmiałam się zażenowana. - Nigdy nie słyszałam tej melodii. Przepiękna. - uśmiechnęłam się. 
- Sam ją skomponowałem. - wydawał się jakby zawstydzony. 
- Chodźmy już. 
      Wyszliśmy z bloku i ruszyliśmy w stronę domu Sylwii. Zmusiłam go, żeby mi obiecał, że jeszcze kiedyś dla mnie zagra. Zgodził się, pod warunkiem, że będę oddychać. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Potem szliśmy w ciszy. Poczułam jak chwyta moją rękę i delikatnie splata nasze palce. Spojrzałam na niego, a on tylko się uśmiechnął i odwrócił głowę. Niedługo potem byliśmy już u przyjaciółki. Oczywiście odsunęliśmy się od siebie. 
       Posiedzieliśmy u niej kilka godzin, a kiedy zaczęło się ściemniać wyruszyliśmy. Dyskoteka nie była daleko, więc dotarliśmy szybko. Pokazaliśmy ochroniarzowi dokumenty, obejrzał nas podejrzliwie, ale wpuścił bez zbędnych komentarzy. Przyjaciółka od razu zaprowadziła mnie do baru i zamówiła drinki, zapominając o Mikołaju, który dotarł do nas nieco spóźniony. Wypiłyśmy je dosyć szybko, zamawiając następne. 
- Chcesz? - próbowałam dokrzyczeć się do Mikołaja przez głośną muzykę. Pokręcił głową i objął mnie dyskretnie w pasie. 
       Po wypiciu tego drinka przyjaciółka wzięła mnie na parkiet i zaczęłyśmy tańczyć. Świetnie się bawiłam, dopóki nie zaczął podbijać do mnie jakiś dużo starszy typ. Starałam się go unikać, ale zbliżał się coraz bardziej. Sylwia próbowała mnie jakoś ratować, ale to nic nie dało. Kiedy zaczął mnie dotykać, do akcji wkroczył przystojny brunet. Odepchnął go i zaczął się z nim szturchać. Przyszła ochrona. Wyjaśniłam wszystko i wyprowadzili nieprzyjemnego kolesia, a ja tańczyłam teraz z niebieskookim brunetem. Taniec był bardzo uwodzicielski, co nie spodobało się Sylwii, więc odciągnęła mnie do baru. Znowu wypiłyśmy kilka drinków i wróciłyśmy na parkiet. Najpierw tańczyliśmy we trójkę. Potem zaczęłam tańczyć z przypadkowymi ludźmi, bo alkohol zaczął już działać. Po kolejnych dwóch drinkach ledwo trzymałam się na nogach, a utrudniały to szpilki, ale mimo to dalej tańczyłam. Potem historia się powtórzyła i znowu siedziałam przy barze z drinkiem w ręku. Wtedy Mikołaj zaprotestował. Powiedział, że już mi wystarczy na dzisiaj, ale Sylwia nakrzyczała na niego i przechyliła moją szklankę, zmuszając mnie do picia. 
       Z dyskoteki wyszliśmy około 2 w nocy. To znaczy oni wyszli, ja zostałam wyniesiona. Kiedy zaczęłam potykać się o swoje nogi i kleić do podejrzanych kolesi, powiedzieli DOŚĆ. Mikołaj wziął mnie na ramiona i ruszyliśmy w kierunku domu przyjaciółki. Po drodze uciekałam z ramion chłopaka, aby zwrócić zawartość żołądka. Kiedy dotarliśmy do domu, zostałam położona na łóżku i przykryta kocem. 
       Ostatnie, co pamiętam to Mikołaj żegnający się chłodno z Sylwią i wychodzący przez drzwi. Usłyszałam też ciche ,,Dobrze się nią zaopiekuj". 

środa, 10 sierpnia 2016

Rozdział 46

W POPRZEDNIM ROZDZIALE:
,, - Nie do końca masz rację, ale dziękuję za miłe komplementy. 
- Będę już uciekał. Miłego wieczoru. - wstał i ucałował mój policzek. 
    Odprowadziłam go do drzwi, następnie wykąpałam się i położyłam do łóżka, gdzie głębia morskich oczu Mikołaja utuliła mnie do snu. "


     W nocy wyrwał mnie ze snu dźwięk otwieranych drzwi. Podniosłam się z łóżka, aby sprawdzić kto wchodzi. Udałam się do korytarza, gdzie zastałam Filipa z półprzytomną Grażyną w ramionach. Kiedy dostrzegł moją obecność, zaczerwienił się i wyszeptał:
- Znalazłem ją przed blokiem. Miała chyba problem z wejściem na klatkę. 
     Wtedy uświadomiłam sobie, że się zawstydził. Tylko nie wiedziałam dlaczego. Przecież to ja powinnam być zażenowana tą sytuacją i zachowaniem mojej matki. 
      Chłopak zaciągnął Grażynę do łazienki i ją tam zostawił, a ja wróciłam do łóżka. Zasnęłam dosyć szybko, dlatego że nie myślałam za dużo o niczym. 
       Rano obudziłam się o 7. Zanim zwlekłam się z posłania, minęło 10 minut. Udałam się do łazienki, umyłam twarz, poczesałam włosy, wyszorowałam zęby i nałożyłam ubrania, które wzięłam ze sobą. Następnie poszłam do kuchni. Zawahałam się przed wejściem tam, kiedy ujrzałam przy stole matkę. Jednak przełamałam się i pewnym krokiem weszłam do pomieszczenia, ignorując ją. Zaczęłam robić sobie kanapki, a w międzyczasie nastawiłam wodę na herbatę. Po chwili usłyszałam za sobą głos:
- Mogłabyś podać mi wody? - powiedziała zachrypnięta. 
- Nie. - odburknęłam i wróciłam do smarowania chleba masłem. 
- Słucham? - zdenerwowała się. 
- Nie, nie mogłabym podać Ci wody. - powtórzyłam dosyć dobitnie. 
- Może trochę szacunku? - usłyszałam jak wstaje. 
- Dlaczego miałabym mieć do Ciebie szacunek, skoro nie masz go sama do siebie? - powiedziałam, odwracając się do niej. 
     Spojrzałam w jej oczy pełne furii. Wiedziałam, że przesadziłam, ale nie zamierzałam jej za to przepraszać. W pełni zasłużyła sobie na to. Zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle powinnam jej wtedy ponownie zaufać. 
- Zauważyłam, że od pewnego czasu zachowujesz się bardzo opryskliwie. Wczoraj dzwoniłam do Ciebie z trzy razy, a Ty nie odbierałaś. Możesz mi to wszystko wyjaśnić? - powiedziała przez zaciśnięte zęby. 
- A jak mam się zachowywać, skoro znowu zaczynasz to piekło? Mam nazywać Cię kochaną mamusią i dziękować, że jesteś? Co mi z tego, jeśli znowu zaczynasz chlać, przyprowadzać kochanków? Ostatnim czasem coś dużo przesiadujesz w domu. Wyrzucili Cię z pracy? - wybuchnęłam. 
     Matka patrzyła prosto w moje oczy. Jeszcze przez chwilę widziałam w niej wściekłość, która za chwilę przerodziła się w cierpienie. Chyba przyjęła do siebie moje słowa. 
- Owszem, zwolnili mnie. Jakoś damy radę. - położyła dłoń na moim ramieniu. 
- Nigdy się nie zmienisz, nawet jakbyś bardzo chciała. Po prostu już jesteś okropną matką, która nigdy nie pokocha swojej córki. - strąciłam jej rękę. 
     I wtedy stało się TO. Jej dłoń zawisła w powietrzu, przez chwilę się zawahała, a potem z całej siły wymierzyła mi policzek. Twarz zaczęła mnie piec, a moje oczy zaszły łzami. 
- Jesteś bezczelna! - krzyknęła. 
- Co Ty zrobiłaś?! - rozpłakałam się. 
     Widząc to, Grażyna spoważniała, a za chwilę przybrała przepraszający wyraz twarzy. Zaczęła powtarzać "przepraszam" chyba ze sto razy, ale w chwili kiedy jej dłoń dotknęła mojego policzka, przestała być moją matką. Wiedziałam, że teraz wszystko zacznie się od nowa. Tylko gdzie ja się teraz podzieję? Nie chciałam wracać na dworzec. To było najgorsze miejsce, w jakim kiedykolwiek byłam. Pomyślałam o Sylwii, ale przecież jej babka mnie nie przyjmie. 
- Skarbie, wybacz mi. Poniosło mnie. Przepraszam. - powtarzała. 
      Nie odpowiedziałam, spojrzałam na nią z obrzydzeniem i wyszłam z mieszkania, trzaskając drzwiami. Poszłam przed siebie i nawet nie spostrzegłam, kiedy znalazłam się na ławce, na której siedziałam wczoraj z Mikołajem. Przypominałam sobie głębie jego oczu, aż w końcu... znowu w niej zatonęłam. 
- Co tutaj robisz tak wcześnie? - powiedział ze śmiechem. 
- Czy Ty jesteś moim Aniołem Stróżem? Zawsze jesteś tam, gdzie ja. - uśmiechnęłam się sztucznie. 
- Można tak powiedzieć. - zaśmiał się cicho. - Ładnie wyglądasz. 
      Spojrzałam na swoje ubranie. Przypomniało mi się jak rano nakładałam na siebie białą, zwiewną koszulę, dżinsy i do tego wisiorek, którym teraz się bawiłam. 
- Dziękuję. - odrzekłam. 
- Coś się stało? Wyglądasz na przygnębioną. - przysiadł się bliżej. 
- Powiedzmy, że moja matka nie jest do końca taka idealna, jakby się zdawało. Nie mam ochoty o tym rozmawiać, wybacz. - spuściłam głowę. 
- Rozumiem. Masz jakieś plany na wieczór? - zmienił temat. Po chwili zastanowienia, odrzekłam: 
- Pewnie pójdę gdzieś z Sylwią. Mam ochotę o wszystkim zapomnieć. 
- A więc wybrałaś ją? - zasmucił się. 
- Co? - zapytałam, udając, że nie usłyszałam. 
- A gdzie pójdziecie? - "poprawił się".
- Jeszcze nie wiem. Mam nadzieję, że ona coś wymyśli. - uśmiechnęłam się lekko, żeby nieco go zmylić. 
     Wstałam i chciałam odejść, ale zatrzymał mnie, łapiąc moją rękę. Odwróciłam się i spojrzałam na niego. 
- Gdzie idziesz? 
- Przed siebie. - zaśmiałam się, tym razem naprawdę. 
- Mogę coś zrobić, żeby poprawić Ci humor? - również się podniósł i ustał przede mną. 
- Przytul mnie. - powiedziałam po chwili zastanowienia. 
     Chłopak ukazał swoje idealne zęby w szerokim uśmiechu i wykonał moje "polecenie" z największą chęcią, jakby cały czas na to czekał. Trwaliśmy w uścisku przez kilka dobrych minut, kiedy przeszkodził nam krzyk, jakiejś oburzonej babci. 
- Ta dzisiejsza młodzież to bez jakiejkolwiek kultury! Obściskują się publicznie, a takie rzeczy to robi się bez świadków! 
     Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Mikołaj zerknął na mnie, a ja na niego i na złość tej wścibskiej pani zaczęliśmy się namiętnie całować. Prawie zemdlała na ten widok i szybko odeszła, a my śmialiśmy się z udanego psikusu. 
- Muszę już iść. Prawie południe. - wymknęłam się ostrożnie z jego ramion i musnęłam jego idealnie gładki policzek. 
- Odprowadzić Cię? - zaproponował. 
- Nie wracam do domu, ale dzięki. Może zobaczymy się jeszcze później. Cześć. - odeszłam kilka kroków i pomachałam mu. Odmachał zrezygnowany. 
      Poszłam w kierunku domu Sylwii. Zadzwoniłam do drzwi i otworzyła mi jej babcia. 
- Dzień dobry. Jest w domu Sylwia? 
- Jest, a Ty kto? - zapytała oburzona. 
- Jestem jej przyjaciółką. Bardzo chciałabym z nią porozmawiać, mogłaby pani tego nie utrudniać? 
     Kobieta spojrzała na mnie z lekką złością, ale otworzyła szerzej drzwi. Przecisnęłam się między nią a futryną i w korytarzu ujrzałam przyjaciółkę. 
- Hej, Milena. Co tutaj robisz? - zdziwiła się. 
- Muszę z Tobą pogadać. Chodźmy do Ciebie. 
     Udałyśmy się na górę i zajęłyśmy miejsca w jej pokoiku. Opowiedziałam jej o mojej sytuacji w domu, ale nie wspomniałam nic o spotkaniu z Mikołajem, bo byłaby smutna. Wspomniałam też, że chciałabym się oderwać i przynajmniej na chwilę o wszystkim zapomnieć. 
- Masz zamiar znowu to wziąć? Przecież już tak długo nic nie wąchałaś i wcale Ci tego nie brakuje. 
- Nie, nie będę już brała tego świństwa. To dziwne, że mogłam zapomnieć o braniu tego tak szybko... Masz jakiś inny pomysł? 
- Hmmm... Wiem! Widziałam na mieście plakat reklamujący jakąś dyskotekę. Podobno ma być tam dziś wielka impreza. Może się wybierzemy? - krzyknęła entuzjastycznie. 
- W sumie dobry pomysł, ale nie wiem czy nas tam wpuszczą. Nie mamy 18 lat, a takie imprezy są dla dorosłych. - skrzywiłam się. 
- Załatwię, jakieś fałszywe dokumenty. Nic się nie bój. A teraz idź do mojej szafy i wybierz strój. Ja muszę zadzwonić do kilku osób. - uśmiechnęła się zadowolona z siebie i udała się w kierunku drzwi. 
- Mogę zaprosić Mikołaja? - wyszeptałam nieśmiało i spojrzałam na nią. 
 - Pewnie. - zasmuciła się wyraźnie, ale udawała, że wcale ją to nie obchodzi. 
     Podeszłam do szafy i pogrzebałam w niej trochę. W końcu wyjęłam kilka ubrań do przymierzenia i wyszłam do łazienki. Starałam się dopasować cokolwiek do siebie, ale nie wychodziło mi to za bardzo. Ubrania, które przyniosłam, były raczej "grzeczne". Nagle postanowiłam zaszaleć. Wróciłam do pokoju i wyjęłam z szafy jeszcze 2 rzeczy. Wróciłam do poprzedniego pomieszczenia i włożyłam je na siebie. Były to krótkie dżinsowe spodenki i szary koronkowy crop top, który bardziej przypominał stanik. Właściwie nie do końca wiedziałam, co to jest, bo nie znałam się na modzie, ale świetnie pasował do tych spodni. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. 
- Tak? - zapytałam. 
- To ja. Otwórz, chcę Cię zobaczyć. 
     Podeszłam do drzwi łazienki i odkluczyłam. Zobaczyłam zdumienie na twarzy przyjaciółki. Wyglądała jakby się nad czym zastanawiała. 
- Świetny wybór, ale mam jeszcze pewien pomysł. Chodź. 
      Zabrała mnie ze sobą do pokoju, pokręciła włosy, a następnie rozczesała palcami. Potem zrobiła mi prawie niewidoczny, delikatny makijaż. Naprawdę wyglądałam na kilka lat starszą. I o to właśnie chodziło. 
     Sylwia nie musiała jakoś specjalnie się starać, żeby wyglądać dojrzalej. Miała rok więcej ode mnie, ale wyglądała na o wiele starszą. Ona także wybrała crop top, tylko że czarny i zwiewny, a do tego nałożyła czarną spódniczkę przed kolano i pończochy. Wyglądała pięknie i seksownie. 
- Muszę na chwilę wyjść, zaprosić Mikołaja. Masz gdzieś ulotkę tej dyskoteki? 
- Proszę. - wyciągnęła papierek z szuflady i mi go podała. 
- Niedługo wracam. - krzyknęłam z korytarza. 

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Rozdział 45

,,- Filip, nie jestem z Tobą i już nigdy nie będę! To Ty nie masz prawa się wtrącać w moje życie! Idź stąd! - wkurzyłam się. 
     Chłopak spojrzał na mnie rozczarowany i odszedł. Zapytałam Mikołaja, czy nic mu nie jest. Odpowiedział, że wszystko w porządku. 
- Milena, powiedz. Co zdecydowałaś? - zapytała przyjaciółka. "



- To dziwne, ale nie poczułam żadnej różnicy. Nie wiem, co to może znaczyć. - spuściłam wzrok, nadal zawstydzona pomysłem i zachowaniem Filipa. 
- Może jesteś BI? - wyszeptała nieśmiało Sylwia. 
- Jest co? - wtrącił zaskoczony chłopak. Ja również spojrzałam z zaciekawieniem na przyjaciółkę. Nie miałam pojęcia o czym mówi.
- No, biseksualna. To znaczy, że podobają Ci się chłopacy, ale też dziewczyny. Osoby biseksualne nie ograniczają się do jednej płci. Mogą być zarówno z dziewczyną, jak i z chłopakiem. Rozumiecie? - poczerwieniała na twarzy. 
      Nastała chwila ciszy. Po mojej głowie krążyły jej słowa i odbijały się echem, co po pewnym czasie przyprawiło mnie o zawroty głowy. Prawie upadłam, ale złapał mnie Mikołaj. 
- Co Ci jest? Strasznie zbladłaś. - powiedział wystraszony. 
- N-nic. Zakręciło mi się w głowie. Wybaczcie, ale muszę sobie to przemyśleć i rzeczywiście trochę słabo się poczułam. Wolałabym wrócić już do domu. - wyszeptałam. 
- Oczywiście. - powiedziała przyjaciółka. 
- Odprowadzę Cię. - dodał szybko chłopak. 
      Ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania. Cały czas szłam oparta na ramieniu nowego znajomego i ciężko oddychałam. Nieprawdopodobne, że mogłam poczuć się tak źle od myślenia. A może kryło się za tym coś więcej? 
- Możemy tu usiąść? - zapytałam, widząc ławeczkę w parku. 
     Brunet nie odpowiedział, ale w zamian tego podprowadził mnie do siedziska i pomógł wygodnie usiąść. Zamknęłam na chwilę oczy i wdychałam świeże powietrze, o które czasem trudno w Warszawie. Po jakimś czasie wirowanie w głowie minęło i znowu spojrzałam na świat. Zauważyłam, że niebieskooki chłopak ciągle się we mnie wpatruje. Miał dziwny grymas na twarzy. Nie wiedziałam, czy jest to zaciekawienie, fascynacja czy może obrzydzenie. Odwrócił wzrok, kiedy zrozumiał, że próbuję go rozszyfrować.
- Już mi lepiej. - powiedziałam, żeby go trochę uspokoić i uśmiechnęłam się, co musiało wyglądać trochę sztucznie. - Możemy już iść. - dodałam na koniec. 
- Koniecznie musimy iść? - zasmucił się. Spojrzałam na niego z ciekawością. 
- Oczywiście, jeśli chcesz to mogę odprowadzić Cię już do mieszkania. - dodał zawstydzony. 
- Możemy tu posiedzieć, jeśli chcesz. Po prostu chciałabym wiedzieć, dlaczego.- uśmiechnęłam się najładniej jak umiałam, żeby dodać mu otuchy i zmusić do wyznania. 
- Lubię Twoje towarzystwo. Czuję się przy Tobie swobodnie i nie nudziłbym się, nawet gdybyśmy cały czas milczeli. 
- W porządku. - powiedziałam tak cicho, że pewnie nie usłyszał. 
    Siedziałam, wpatrując się w drzewa w parku. Na chwilę zapomniałam o swoim towarzyszu i o wszystkich wydarzeniach tego dnia. Interesowała mnie teraz tylko wiewiórka, która wesoło zbiegła z drzewa i chwyciła szyszkę. Była taka piękna, malutka i radosna. Nie miała żadnych zmartwień. Nie musiała chodzić do pracy ani do szkoły. Jej zajęciem było jedynie bieganie po drzewie i zbieranie zapasów. Podziwiałam jej przecudny ogonek, kiedy nagle poczułam delikatne szturchnięcie. 
- C-co się stało? - powiedziałam bezmyślnie. 
- Co się z Tobą dzieje? Milena, mówię do Ciebie od dwóch minut i chyba z trzy razy dzwonił do Ciebie telefon. - spojrzał w moje oczy zdezorientowany. 
- Och, przepraszam. - wyszeptałam. 
    Teraz mój wzrok przykuły jego niebieskie oczy. Miały odcień wzburzonego morza w czasie sztormu. Wciągały i wciągały. Nie mogłam się od nich oderwać. Byłam prawie pewna, że widziałam w nich spienione fale. Nagle oczy zmieniły swoje położenie i coraz bardziej się oddalały. Nie miałam już z nimi kontaktu. Widziałam tylko tył bluzy odchodzącego chłopaka. Nie wiedziałam, co się właśnie stało. Wstałam i pobiegłam za Mikołajem. 
- Zaczekaj! Dlaczego odszedłeś? - zawołałam. 
- Nie słuchałaś mnie. Powiedziałem Ci coś ważnego, ale patrzyłaś mi w oczy nieobecna. Zawstydziłem się swoim wyznaniem, więc postanowiłem odejść. To i tak nie miało sensu. - spuścił wzrok. 
- Prze-przepraszam. Zamyśliłam się. Masz takie śliczne oczy, jak morze. Bardzo wciągające. - zaśmiałam się. - Chciałeś mnie zostawić samą w środku Warszawy? - udałam, że się obrażam. 
    Chłopak wybuchnął śmiechem na widok mojej miny i nagle znalazłam się w jego ramionach. Poczułam ciepło i bezpieczeństwo. Nawet nie wiedziałam, kiedy to się stało. Teraz z kolei wdychałam jego cudowny zapach. Otrząsnęłam się szybko i zapytałam:
- To co chciałeś mi wyznać? 
- Nic ważnego. Chodźmy już. - odpowiedział po chwili zastanowienia. 
    Niedługo potem znaleźliśmy się pod moim blokiem. Chciałam już wejść na górę, ale zatrzymał mnie. Myślałam, że chciał się pożegnać, ale pomyliłam się. 
- Myślałaś, że pozwolę Ci wejść samej na górę? - zaśmiał się. 
- Dam sobie radę. Czuję się już lepiej. - odsunęłam się powoli. 
- Nie ma mowy. - chwycił mnie pod ramię i odtworzył drzwi wejściowe na klatkę schodową. 
     W odpowiedzi cicho się zaśmiałam. Miło było mi wiedzieć i czuć, że ktoś się o mnie troszczy. Wyszeptałam mu na ucho piętro i numer mieszkania. Szłam powoli, a jemu to najwyraźniej przeszkadzało, więc gwałtownie podniósł mnie tak, że leżałam w jego ramionach. Szedł na górę, wchodząc co drugi schodek. W końcu dotarliśmy. Nie odstawił mnie na podłogę, tylko zadzwonił do drzwi. 
    Otworzyła Grażyna, a zaraz za nią przyszedł Filip. Obydwoje wpatrywali się w nas z zaskoczeniem, więc zwinnie zeskoczyłam z rąk bruneta i poprawiłam ubrania. 
- Dziękuję za odprowadzenie. - uśmiechnęłam się i przekroczyłam próg. 
- Nie zaprosisz kolegi do środka? - usłyszałam głos matki, a dwie sekundy później prychnięcie Filipa. Zauważyłam, że odszedł w kierunku pokoiku. 
- Wejdziesz do środka? - odwróciłam się do niego powoli i z zażenowaną miną zaprosiłam go gestem ręki. 
- Mogę wejść na chwilę. - wyszczerzył swoje białe zęby. 
    Udaliśmy się do kuchni. Zaczęłam robić herbatę, a Grażyna zasypywała go w tym czasie nadmierną uprzejmością. Proponowała mu ciasteczka, ciasto, kanapeczki i wiele innych rzeczy. Irytowało mnie to, ale Mikołaja najwyraźniej bawiło. 
- Idź już stąd. - warknęłam. 
    Matka posłusznie wykonała moje polecenie i opuściła pomieszczenie. Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, więc pewnie gdzieś wyszła, albo zrobił to Filip. 
    Podałam herbatę i usiadłam naprzeciwko. Zaczęło się już ściemniać za oknami. Spoglądałam raz na Mikołaja, raz na okno. 
- Ładne mieszkanie. - powiedział cicho, bo nastrój do tego zmuszał. 
- Wychodzę. Grażyna też wyszła, więc zostawiam klucze tam gdzie zawsze! - krzyknął Filip i trzasnął drzwiami. 
- Zostaliśmy sami. - wyszeptałam, co zabrzmiało uwodzicielsko, czyli nie tak jak chciałam. 
- Co porobimy? - zapytał. 
     Przez chwilę się zastanowiłam. Co można robić z niedawno poznanym chłopakiem sama w domu, dodając, że całowało się z tym chłopakiem i przytulało? Nie miałam zielonego pojęcia. Chciałam zaproponować oglądanie telewizji, ale o tej porze nie było akurat nic ciekawego. 
- Masz jakąś propozycję? - uśmiechnęłam się, żeby nie pokazać zakłopotania. 
- Mam wiele propozycji, ale chyba nie każda się nadaje. - zaśmiał się w głos. 
    Wpatrywałam się w jego reakcję i wydusiłam tylko ciche ,,hehe". 
- To może powiesz mi, co mówiłeś wtedy w parku, kiedy się zamyśliłam. - zaproponowałam. 
- To naprawdę nie ważne.
- Chcę wiedzieć. Przecież gdyby nie moje głupie zamyślenie to i tak bym to usłyszała. 
- Może nie dane jest Ci to usłyszeć. Lepiej nie igrajmy z losem. - zaśmiał się. 
- Mów! - zniecierpliwiłam się. 
- Po prostu dobrze całujesz, cudownie pachniesz, jesteś taka delikatna i ciepła i nieziemsko piękna. Spodobałaś mi się, ale pewnie słyszysz to codziennie od innych osób. - wydusił. 
- Nie do końca masz rację, ale dziękuję za miłe komplementy. 
- Będę już uciekał. Miłego wieczoru. - wstał i ucałował mój policzek. 
    Odprowadziłam go do drzwi, następnie wykąpałam się i położyłam do łóżka, gdzie głębia morskich oczu Mikołaja utuliła mnie do snu. 



Przepraszam kochani, że taki krótki, ale to dlatego, że nie wbiliście umówionej liczby wyświetleń. Z tego powodu również nie było tak długo rozdziału. Czekałam, aż pojawią się te 3 tys. wejść, ale nie udało się, a nie mogłam już dłużej czekać. Następny rozdział pojawi się jeśli będzie 3020 wyświetleń na blogu, czyli macie do wbicia o wiele mniej niż przedtem. Pozdrawiam ;*