,, Wszystko było pozbawione sensu w moich oczach. Po pewnym czasie nawet spotkania w domu chłopaka mi nie pomagały. Bezskutecznie próbowałam kontaktować się z kimkolwiek. Nikt nie chciał mnie już znać. Nie byłam pewna, czy ja chcę znać kogokolwiek. "
W domu kłóciłam się z matką regularnie. O wszystko. Ja wypominałam jej błędy, ona moje. Jeśli nie było między nami żadnej sprzeczki, milczałyśmy. Całymi dniami siedziałam w swoim pokoju. Codziennie padał śnieg. Zbliżały się święta. Właściwie miały być już za 3 dni.
Od dzieciństwa marzyłam o normalnych świętach. Wigilia przy stole z bliskimi, pasterka w kościele, dzielenie się opłatkiem z rodziną. To wszystko wydawało mi się takie odległe i niemożliwe. Owszem, przeżyłam kilka takich chwil, kiedy byłam mniejsza, a rodzice byli jeszcze ze sobą. Wtedy szczególnie miałam nadzieję, że mam kogoś bliskiego i że oni mnie kochają. Od kiedy matka zaczęła pić, nie mogłam poczuć smaku świąt. Co roku patrzyłam na świąteczne ozdoby ze łzami w oczach. Widziałam w oknach domów wesołe twarze, piękne choinki i kolorowe światełka. Słyszałam jak sąsiedzi śpiewają kolędy. Był to dla wszystkich szczęśliwy czas, ale nie dla mnie. Matka leżała pijana w kuchni, a ja siedziałam sama. Żeby nie musieć jej oglądać, wychodziłam z domu i chodziłam po mieście, płacząc.
W tym roku także miałam nadzieję, że spędzę normalne święta. Jednak patrząc na Grażynę, która chyba nawet nie pamiętała o wigilii, wszystkiego mi się odechciewało. Z cichą nadzieją czekałam na zaproszenie od Mikołaja, jednak on też się chwilowo nie odzywał.
***
2 dni później
Wybrałam się do Mikołaja. Miałam nadzieję, że chociaż trochę mnie pocieszy. Święta zamiast sprawiać mi radość, tylko pogłębiały moją depresję. Zapukałam do drzwi i otworzył mi jego ojciec.
- Dzień dobry, Milena. Wejdź, proszę. Mikołaj jest u siebie.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się smutno i od razu ruszyłam w kierunku znanego mi już pokoju. Zdziwiło mnie zachowanie przyjaciela. Od razu mnie przytulił i wtulał się tak, jakby miał mnie już nigdy nie zobaczyć. Wydało mi się to nieco podejrzane, ale nie wnikałam w to i odwzajemniłam uścisk. Potem od razu "zaprosił mnie" na krzesełko od pianina i zaczął grać melodię, którą znałam już na pamięć. Dzisiaj wydawała mi się wyjątkowo smutna. Zawsze grał ją kilka razy, jednak teraz zagrał raz i przestał. Spojrzałam na niego zdziwiona ze łzami w oczach.
- Dość mam patrzenia jak się smucisz i płaczesz. Mówisz, że słuchanie mojego grania Ci pomaga, ale ja tego nie widzę. Wpadasz coraz głębiej w depresję i boję się o Ciebie. Nie chcę Cię stracić, bo... - przerwał. Podniósł się i zmusił mnie do przejścia na łóżko. Tam usiedliśmy i wpatrywaliśmy się w swoje oczy, a on kontynuował:
-... bo się w Tobie zakochałem. Widzę, że też mnie pragniesz. Nie możemy tego dłużej przed sobą ukrywać. - zbliżył się i pocałował moje wilgotne od łez wargi.
Usiadł obok mnie, przy ścianie. Wyjął z szafki koc i mnie nim okrył, a następnie przysunął się bliżej i objął mnie w pasie.
Na jego słowa od razu się rozweseliłam. Znowu czułam, że mam kogoś bliskiego. Pragnęłam tego od początku naszej znajomości. Zarzuciłam mu ręce na kark i zaczęłam go namiętnie całować. Chyba właśnie tego oczekiwał. Odwzajemnił pocałunek i jak zwykle zaczął pieścić palcami moje plecy. Teraz jednak posunął się o krok dalej i włożył dłonie pod moją koszulkę. Ciepło bijące od niego sprawiło, że przeszły mnie dreszcze. Rozkoszowałam się chwilą, kiedy przeniósł pocałunki na moją szyję i dekolt. Następnie zwinnie ściągnął moją koszulką i pieścił moje piersi. Nie myślałam o niczym. Skupiłam się na jego oddechu i zapachu. Pozwoliłam mu robić wszystko, na co miał ochotę. Czułam ogromną przyjemność i radość.
Obudziłam się naga, owinięta kocem. Leżałam na jego łóżku, ale bruneta nie było. Zdawało się, że spędziłam u niego całe popołudnie, a teraz był wieczór. Wstałam i ubrałam się w swoje ubrania, które leżały na podłodze. Wtedy wszedł on. Zdawał się być zmieszany, ale uśmiechnął się.
- Wybacz, ale muszę teraz pilnie wyjść z rodzicami. - skrzywił się.
- Oczywiście, już mnie nie ma. Mogę przyjść do Was jutro? Nie mam z kim spędzić świąt. - postanowiłam się wprosić.
- Aaa... Ta, przykro mi, ale wyjeżdżam z rodzicami do dziadków i zostaje tam do końca świąt. Odezwę się telefonicznie. - odprowadził mnie do korytarza. Założyłam buty i ucałowałam jego policzek.
- To cześć. Kocham Cię. - powiedziałam z uśmiechem.
- No pa. - pomachał mi. Oczekiwałam, że odpowie tym samym, a tymczasem on zamknął mi drzwi przed nosem. Usłyszałam tylko kroki i ciche westchnienie.
Wróciłam do siebie i powędrowałam do swojego pokoju. Wiedziałam, że matka leży pijana albo z kochankiem. Wolałam tego nie oglądać, więc wybrałam swój mały kącik. Rzuciłam się na łóżko i pomyślałam o tym, co się stało. Mimo wszystko byłam zadowolona, że tak się stało. Nie żałowałam. Obudziła się we mnie duża nadzieja, że ułoży się zaraz po świętach. Że kiedy Mikołaj wróci, zostaniemy szczęśliwą parą. Z matką też mogłam się pogodzić, jeśli bym się postarała. Zmusiłabym ją do odwyku i jakoś by było. Może udałoby mi się zapomnieć o Filipie i Sylwii. Wszystko postawiłam na jedną kartę, o imieniu Mikołaj. Mogłam zapomnieć o całym świecie, będąc z nim.
Po długich rozmyśleniach zasnęłam. Obudziłam się rano. W radiu usłyszałam życzenia składane przez dzwoniących ludzi. Przypomniałam sobie, że dziś jest ten koszmarny dzień, w którym powinnam być z rodziną, a będę sama. Zrobiłam sobie śniadanie, umyłam się. Wzięłam nawet długą kąpiel, żeby sprawić, że ten dzień będzie odrobinę lepszy. Starałam się odszukać pozytywy, ale nie szło mi to najlepiej. Czekałam cały czas na telefon od przystojnego bruneta, ale ciągle milczał. Postanowiłam się dodzwonić do byłych przyjaciół, żeby złożyć życzenia. Jednak żadne z nich nie odebrało. Wysłałam im skromnego SMS'a :
* Wesołych Świąt ;)*
Nikt nie odpisał.
Matki nie było w domu. Miał to być dzień, w którym ani razu jej nie zobaczę. Przeważnie tak robiła, uciekała od odpowiedzialności. Ona zapewne wprosiła się do któregoś z kochanków na uroczystą kolację, ale o mnie zapomniała.
Przez cały dzień nikt się nie odezwał. Ani Filip, ani Sylwia, ani Mikołaj. Zrozumiałam, że byli przyjaciele już nie odpowiedzą. Czekałam już tylko na telefon od bruneta.
Zbliżała się północ, a on się nie odezwał. Zadzwoniłam. Nie odebrał. Napisałam SMS'a.
* Wesołych i pogodnych świąt, kochanie. Kocham Cię. *
Nie odpisał. Czekałam na odpowiedź, dopóki nie zasnęłam.
***
Kilka dni później.
Po powrocie również się nie odezwał. Odwiedzałam go, ale nigdy nie było go w domu.
Pewnego dnia spotkałam go na mieście. Z inną dziewczyną. Była piękna, olśniewająca, nawet śmiech miała przecudowny. Trzymali się za ręce, śmiali. Od czasu do czasu dawali sobie buziaki. Przytulał ją w taki sam sposób, jak mnie. Serce mi pękło. Rozpadło się na milion malutkich kawałeczków. Podeszłam do niego i zażądałam wyjaśnień.
- Zrozumiałem, że to nie miało sensu. Bycie z kimś z depresją nie jest przyjemne. Musiałbym uważać na każdy ruch, każde słowo. To za duża odpowiedzialność. - usłyszałam w odpowiedzi.
Po chwili widziałam tylko ich plecy. Oddalające się śmiechy i szepty. Puściłam się biegiem do domu. Po policzkach ciekły łzy. Wszystko straciło sens. Nie chciałam żyć. Wbiegłam do domu, do kuchni.
Wzięłam do ręki nóż. Usiadłam na podłodze. Nie widziałam nic przez łzy. Wiedziałam, że to koniec. Przyłożyłam ostre i zimne narzędzie do skóry nadgarstka. Przycisnęłam i pociągnęłam. Zobaczyłam krople krwi wydobywające się spod skóry. Pomyślałam o tym, jak zraniłam Filipa, a jak on zranił mnie. Wykonałam kolejną kreskę. Nie zwracałam uwagi na ból. Skupiałam się na myślach. Teraz w moich myślach pojawiła się przyjaciółka. Przypomniałam sobie wszystkie spędzone z nią chwile. Nasze zapoznanie, rozwiązywanie problemów. Potem przypomniałam sobie, co jej zrobiłam. Co ze mnie za bestia bez uczuć... Pomyślałam o tym, co mi powiedziała. Kolejna kreska.
Następnie w myślach zagościła matka. Widziałam wyraźnie obrazy z przeszłości, kiedy mnie biła i poniżała. Potem pogodzenie się. Potem znowu horror. Jej słowa, że nigdy mnie nie kochała. Następne dwie kreski.
Krew kapała już na podłogę. Zaczęły robić się coraz większe plamy. Przełożyłam nóż do drugiej ręki i wykonałam ruch po jeszcze nie pociętym nadgarstku.
Mikołaj. Poznany przypadkiem przystojny chłopak, który zawładnął moim sercem i myślami. Dopiero teraz zrozumiałam, że podle mnie wykorzystał. Stworzył pozory, potem "zaliczył" i porzucił dla innej. Zaszlochałam głośniej. Pokładałam w nim tyle nadziei. Uznawałam za pocieszyciela, otuchę, przyjaciela, a także chłopaka. Zabawił się moimi uczuciami. Kolejne, głębokie cięcia.
Następnie pomyślałam o sobie samej. Raniłam tylu ludzi, popełniałam tyle błędów. Nienawidziłam siebie. Matka popełniła błąd nie usuwając mnie. Rozpłakałam się na dobre i cięłam bez opamiętania. Na podłodze pojawiło się więcej dużych, krwistych plam.
Trzęsły mi się ręce. Miałam coraz mniej sił. Położyłam się w swojej krwi i głośno płakałam, krzycząc. Nagle usłyszałam otwierające się drzwi, kroki. Zobaczyłam jakby za mgłą postać matki. Zaczęła płakać. Odwinęła z szyi szalik i owinęła mi nim ręce, mocno ściskając. Zadzwoniła po pogotowie.
- Moja córka... cała podłoga krwi... nożem... - słyszałam, tracąc powoli świadomość.
Przyklęknęła przy mnie i wzięła moją głowę na swoje kolana. Zalewała się łzami.
- Nie umieraj, skarbie. Nie zostawiaj mnie! - krzyczała przez łzy. - Właśnie przyszłam Ci powiedzieć, że się zmieniam. Zapisałam się na odwyk! - całowała moją twarz. - Kocham Cię, słoneczko. Nie opuszczaj mnie! Zostań!
- To... dobrze. - wyjęczałam bardzo cichutko.
Chciałam jeszcze dodać "Żyję. Pomóż mi. Nie daję sobie rady, kocham Cię." i wiele innych rzeczy, ale nie dawałam rady. Straciłam bardzo dużo krwi. Słowa nie przechodziły mi przez gardło. Nie miałam sił. Coraz mniej widziałam. Oczy same mi się zamykały, ale próbowałam je otwierać. W końcu przestałam cokolwiek czuć. Zamknęłam oczy i poddałam się.
Zapadła nieprzenikniona ciemność.
Hej! To już koniec przygód Mileny. Mam nadzieję, że Wam się podobała cała ta historia. Dziękuję Wam serdecznie za wszystkie opinie, miłe komentarze. Jestem zaskoczona, że nie dostałam żadnej krytyki, a przynajmniej nikt nie powiedział mi tego w twarz ani nigdzie nie napisał.
Dziękuję osobom, które na asku dodały do nazwy znacznik #BB. Serdecznie dziękuję też Ilonie, która napisała mi przemiłą opinię, która dała mi mega motywację, żeby cokolwiek jeszcze tworzyć.
Dziękuję z osobna każdej osobie, która chociażby raz weszła na tego bloga. To Wy dawaliście mi motywację! <3
Druga sprawa. Jeśli chcecie, żebym jeszcze coś pisała to piszcie śmiało do mnie na asku > MÓJ ASK albo na fanpage'u bloga > FP
Piszcie też o czym chcielibyście poczytać, czyli jaki ma być temat następnej opowieści. Jeśli chcecie jeszcze cokolwiek, oczywiście.
Jeszcze raz dziękuję wszystkim bardzo serdecznie!